Sztuka plakatu

Tkwią za szafą, na szafie, za drzwiami i za kredensem. Ze dwa powinny być jeszcze w garażu. Plakaty filmowe i teatralne.

Marek Koszur
Autor Marek Koszur
7 min lektury
Review Overview

Magia. Pokój ozdabiało się wielkimi arkuszami, ale tak, żeby żaden narożnik plakatu nie ucierpiał, nie zagiął się, a o przerwaniu boku wolę nawet nie wspominać. Trzeba było mieć niezłe chody, aby plakat z wystawy czy filmowej lub teatralnej premiery uzyskać.

A dziś?

Poza plakatami – na osobnej półce leżały programy teatralne. Hm… biegł człowiek po schodach z trwogą… Żeby mi tylko nie wykupili. A zdarzało się – zabrakło programu. To następnego dnia biegiem, na pół godziny przed spektaklem.

– Ale ja tylko po pogram. Poproszę jeden…

A dzisiaj – na dziedzińcu zamkowym – oślepiają nas reklamy komputerowe. Programy drukowane – za drogie. Potem leżą niesprzedane egzemplarze. Tylko Kłopot.

Powie Pani, błahy temat.

Racja.

Wejść – wyjść

Tak ująłbym slogan filozofii wobec widzów obecnej administracji, nie tylko naszych teatrów.

Trzy dni temu odeszła pani Irena Brodzińska. Weszła w skład zarządu Korporacji Twórców, Artystów i Dziennikarzy XIII Muz (1991). Spotykaliśmy się w zakamarku najbardziej oddalonym od wejścia tego budynku, gdzie fragment poddasza zaadaptowano na naszą siedzibę. Obok, swoje sanktuarium mieli chyba plastycy, a może urbaniści. Coś niewyobrażalnie siermiężnego. Ale posiadanie nawet takiej siedziby – nobilitowało.
Pani Irena z tą muślinową elegancją w głosie, pełną kryształków elegancji „nad szeptem”:

  • Panie dyrektorze – etykieta, etykieta, etykieta ponad wszystko – tu nie ma żadnych warunków aby rozmawiać o naszych problemach.

I od razu oznajmiła w trybie już imperatywnym, może nieco konfidencjonalnie:

  • Nie silmy się na oryginalność… Jestem przekonana, że zdoła Pan w każdy czwartek znaleźć w swoim kalendarzu te trzy, cztery kwadranse na poranną herbatę, u mnie, od słonecznej strony, gdzie spokojnie będziemy mogli porozmawiać o najtrudniejszych nawet sprawach…

Księżniczka elegancji…

Późną jesienią ubiegłego roku… Telefonicznie.

  • A tyle spraw czeka na omówienie, panie dyrektorze, czy możemy sprawdzić poprawny wpis numeru mojego telefonu w pana notatniku? Ale lepiej telefonować na numer mojego męża. Z jakiegoś powodu jego aparat ma lepszy zasięg na tym naszym odludziu …

Plakaty, programy… I takie drobiazgi, które nie są ani anegdotą, ani przyczynkiem do historyjki. Ale nagle, taki drobiazg, w określonym momencie – czyni w pamięci rewolucję. Emocje wręcz kipią.

Czwartek. Ledwie słyszalny odgłos zamykanych drzwi wejściowych. Gospodarz wrócił właśnie z wyprawy do pobliskiego sklepu. Dwa, trzy zdania jak z przedwojennego filmu. Ukłony, mocny uścisk dłoni. I ten Uśmiech, klucz do Krainy, której obraz pierwszy raz ujrzałem jeszcze w teatrze przy Potulickiej…

Plakaty, programy… KIedy pierwszy raz obejrzałem Wacława Ulewicza w Hamlecie, wystawionym w Sali Bogusława – doznałem porażenia, które trzyma mnie do dziś. Następnego dnia pobiegłem z egzemplarzem (brunatna, ponura jak dramat okładka) i dostałem autograf. Rano dnia następnego byłem pierwszym klientem antykwariatu. Tak zdobyłem sześć autografów na sześciu egzemplarzach Hamleta. Żałuję, że nie poprosiłem o podwójny wpis w jednym egzemplarzu. To dopiero byłaby gratka. Po latach, w mieszkaniu Bohdana Janiszewskiego, gdy pracowaliśmy nad radiową wersją Króla Leara, wspominaliśmy tamten spektakl. Mój Boże… Jak ja mam to Państwu teraz opowiedzieć, pokazać?

Siedzieliśmy przy niewielkim podłużnym stole. Notatki, egzemplarze scenariusza, wszystko w niezwykłym ładzie. Słowo: bałagan chyba. nigdy w tamtym miejscu i życiu Gospodarza nie padło. Ale po słowie Hamlet – bezszelestnie, ale z potwornym łoskotem machiny czasu, doszło do jakiejś metamorfozy. Podkreślam – bez najmniejszego jej uzewnętrznienia. I pan Bohdan, tym swoim niezapomnianym głosem rzucił we mnie całą sekwencję z taką energią, że… Ale przy Axentowicza nie było antykwariatu i pana Janusza, który odkładam mi książki, nawet te, o istnieniu których nigdy wcześniej nie słyszałem.

Łoskot machiny czasu

I jak mam Państwu o tym opowiedzieć? Nie mam plakatu z tego „spektaklu”, ale mam gdzieś inny egzemplarz, chyba Don Carlosa. I tam jest chyba jedna kreska, może niezamierzona? Próby z panem Bohdanem polegały na jego propozycji interpretacji. Więc tam chyba jednak kreski nie ma. Może być co najwyżej – kropka.

Tak, teraz sobie przypominam, Don Carlos: Król Filip i Wielki Inkwizytor. zaproponowałem, aby partnerem pana Bohdana w tej realizacji był pan Antoni Szubarczyk.

Podobno obaj panowie nie wymienili ze sobą ani jednego słowa od trzydziestu lat. Prywatnie. Scena – to zupełnie inny świat. Na scenie są aktorzy. A nie skłóceni ludzie.

Pan Szubarczyk, wtedy już z dalece ograniczonymi możliwościami w samodzielnym przemieszczaniu się gdziekolwiek, gdy usłyszał moją propozycję partnerowania swojemu koledze, lekko wysunął dolną szczękę do przodu, ustawił wózek pod większym kątem w stosunku do okna w wieżowcu przy Plcu Zgody i powiedział;

  • Czy przyniósł pan ze sobą egzemplarz z tekstem mojej roli?

Wnieśliśmy wózek na drugie piętro. W studiu, w. milczeniu czekał już pan Janiszewski. Obaj panowie spojrzeli na Sławka Szczepańczyka, który bezszelestnie poprawił ustawienie mikrofonów. Skinieniem głowy zapytałem, czy możemy zapisać tę scenę? Obaj panowie odpowiedzieli brakiem jakiejkolwiek reakcji. Odgłos zamykanych drzwi. w reżyserce lekkie napięcie. Sławek przez intercom.

  • Piszemy….

Choć nie było żadnej ku temu przesłanki, Sławek prosił o dubla. Zapisywał scenę ponownie. Robiliśmy tak, aby w naturalny sposób wydłużyć chwil e tego napięcia, jakie pojawia się u zawodowców klasy Janiszewski, Szubarczyk, Polaczek, Młudzik i wielu, wielu znakomitych innych. Równie terapeutycznie a może jeszcze mocniej oddziaływa głosem Gosia Chruc-Filary, gdy po mikrofonowej kłótni z Jackiem Polaczek (Josephina – Giuseppe Verdi) mówiła do Jacka to swoje; ciiii (skrócone cicho)

Wielkie kreacje aktorskie, zwykłe zachowania ludzkie…

To dopiero teatry.

I jak ja mam o tym wszystkim opowiedzieć? Dlatego nie tyle zbieram, co w tabernakulum przechowuje programy, plakaty, bilety…

Każda pamiątka teatralna to klucz do emocji, które nie zawsze i w całej pełni ujawniają się w czasie lub bezpośrednio po spektaklu. Teatr działa z opóźnionym zapłonem. Niekiedy po czasie eksploduje silniej niż kiedykolwiek wcześniej, wręcz wbrew logice materiału wybuchowego. Wszak ten jest produktem jednorazowego użytku. I na tym polega jego słabość w stosunku do wynalazku jakim jest teatr.

Sztuka plakatu… Nie mam plakatu z wystawy… plakatów? Jak to możliwe?

Review Overview
Proszę udostępnić ten artykuł
Proszę wyrazić swoją opinię

Proszę wyrazić swoją opinię

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *