Nie liczyłem, nie znalazłem źródła, nie domyślam się nawet, ile słów, pojęć i terminów ginie bezpowrotnie z naszego języka codziennego. Nie odpowiem też, ile nowych słów przybywa.
Ze słowami odchodzą sfery przez słowa te opisywane. Nie inaczej. Jednym z takich umarlaków jest: marynistyka?
Tak. Dziś mogę chyba z zawstydzającą szczerością powiedzieć, że była to forma socrealistycznego pojmowani sztuki tak w zakresie formy, treści jak i przede wszystkim celu – propagandowego, ma się rozumieć.
NIe jest moim zdaniem marynistyką pisanie o morzu. Tak jak nie jest moralistyką sytuowanie akcji w górach. Literaturą jest wszystko, co bez względu na czas, miejsce akcji, zawód bohaterów czy otocznie – mówi coś ważnego, nowego o człowieku. Jeśli twórca ogranicza się do epatowania nas słownictwem, scenerią morza – jest to zwykła pisanina.
Temat w opracowaniu. Trudny, bo wymagający przyznania się do – powiedzmy – interesowności. Chwaliliśmy morze, bo tak bardzo chcieliśmy na nie wypłynąć.
Opiewaliśmy ludzi morza, bo takie było zapotrzebowanie polityczne i oczekiwania gospodarki.
Maryniści – naciągacze marzeń, morscy stręczyciele. Koniunkturaliści? Dziś ślad po nas praktycznie zaginął.
A Państwa zdanie? Zapraszam do współredagowania