Miesięcznik niesformatowany.
Nieustannie modyfikowany, reagujący, wkurzający, irytujący – każdy, byle tylko nie układny i obojętny.
Któregoś dnia dochodzisz do wniosku, że wszystko wokół ciebie jest w nieustannym ruchu. Opór wobec rzeczywistości – nie ma najmniejszego sensu. Każdy opór można przełamać. Sztuka polega na tym, aby z pomiatanego stać się tym, który mechaniką świata kieruje. Nie, nie poprzez przejęcie kierownicy, ale umiejętne wpływanie na kierowcę.
Ten i wszyscy inni, choć wybierani przez ciebie, przez wszystkich nas, nagle uzmysławia sobie ten prosty fakt, że teraz to on jest geniuszem. Ale nie dopowie, że im wyżej na drabinie zarządzania światem stanie, tym mniejsze ma pojęcie o zawiadowaniu całością. Ale próżność nie pozwoli mu zapytać ludzi mądrzejszych, bardziej wyczulonych, doświadczonych w sprawach, o których on nie ma najmniejszego pojęcia. Lecz próżność, którą cały jest wypełniony, nie pozwoli mu zniżyć się do podwładnego. Bo to Ty jesteś demiurgiem, tobie powierzono władzę. Wyłącznie twoją prerogatywą jest orzekać, co jest, a co nie jest dobre i słuszne.
Czy nie tak właśnie przemawia z ambony, a więc miejsca całkowicie oderwanego od życia – demagog i próżniak myślowy? Klecha, żonglujący frazesami i banałami? Ale mówi ci on ładnie, pani kochana. I taki miły jest, prawda?
Tak, wszędzie wchodzi za darmo, nie zapłaci za podwózkę, w prezencie otrzyma, w uznaniu pozycji zostanie wyróżniony. Nasz lider, balon przez nas nadmuchany.
Nieszczęśnik… Ofiara naszej potrzeby posiadania lidera.
Nasz bożek. Pupil i przewodnik. Twór naszego lenistwa intelektualnego i zaprzaństwa.
- A co ja się tam będę pakować – mówi słusznie człowiek uczciwy. Bo wie, że jak nawali, to jemu ludzie ze wsi łeb urwą. A tak – wójtowi niech kołki na głowie strugają. – Po to mamy prezydenta i marszałka, żeby za nas, za nasze próżniactwo odpowiadali.
Tyle ideologii na dziś.
Każde słowo więcej – to już będzie bicie piany. Ta, jak piana, szybko ulega dezintegracji. Można ubić nową, co czynimy ochoczo i z zaangażowaniem, ale twór znów sczeźnie, w lurę się zamieni. A lura to nasze spécialité de la maison.
TVSiódemka ma ambicję wykorzystywać wszystkie środki i kanały komunikacji (słowo, dźwięk, obraz) aby… chronić tych nieszczęśników, liderów, przywódców. Chcę z Państwem stworzyć prasowe komando, które tych biednych ludzi weźmie pod obronę. Wymagluje ich, na kole do łamania kości – wyprostuje, naprawi ich ideologiczne myślenie. Da po łapach i na widok publiczny wystawi. By raz doświadczywszy moralnego, prasowego klapsa – nigdy więcej portek przez społecznym batożeniem ściągać nie musieli.
Największą rolę w kontrolowaniu władzy ma prasa. Ta, nawet jeśli przyłapie nieboraczków na chachmęceniu i przekrętach w zabieraniu spinaczy i zszywek z biura do domu, wrzaśnie krzykliwym tytułem na pierwszej stronie, przeczołga ostrymi pytaniami, na które z reguły żadnej odpowiedzi nie uzyska i następnego dnia zajmie się zupełnie innym bezeceństwem.
Dziś prasa demokratyczna osiąga szczyty okrucieństwa wobec przeciwników politycznych. A ponieważ w kraju mamy wyłącznie siły demokratyczne, więc naparzanka, jak na niegdysiejszej wiejskiej zabawie trwa, dopóki sztachet w płocie sołtysa wystarczy. Jakże oczyszczający to dla opinii społecznej proces potwierdzający słuszność wyborczych decyzji.
- Postawiliśmy na mocnych ludzi i mieliśmy rację.
Ale w sejmowej restauracji, po radiowej pyskówce, w samolocie, na koncercie – bulteriery jak wypchane trocinami łasice poklepią się wzajem po plecach, rączkę ucałują, talię pani sołtys musną a wielebnemu coś na ucho szepną.
- Jaki to miły człowiek, o, bardzo miły człowiek i taki, taki miły człowiek…
Zanim numer kolejnego miesięcznika zamkniemy – rozmawiajmy. Nasze teksty będą inicjowane, ale każdy będzie czekał na kontynuację, głos, opinię Czetników, państwa, którzy do tej pory mogli korzystać jedynie z możliwości komentowania, bezimiennego, pyskliwego a nawet aroganckiego na forach i w grupach dyskusyjnych.
W TVSiódemka – włączmy reflektory i mikrofony. Na stole kładziemy kartkę i pióro. Proszę – teraz Pani i Pan.
I wchodzimy w dialog, w rozmowę twardą, bo w naszym wspólnym interesie – niezbędną.
Nie może nas nie obchodzić małe świństewko, wykopanie dołka, oplucie. Nie możemy pozwolić, aby naszą uwagę zaprzątali swoimi nieodpowiedzialnymi pomysłami ludzie, którzy winni społeczeństwu służyć, a nie w konia je robić. Nagle – teatr wybudują albo mianują kompletnie niekompetentnego dyrektora muzem nie byle jakiego, a narodowego.
Jeśli dziś, jutro klikną Państwo w poszczególne materiały – każdy z nich będzie orężny w zagajenie, w propozycję spojrzenia z jednej strony na prezentowane zagadnienie. Proszę dopisać, dodać swój punkt widzenia, zasugerować inne rozwiązanie, obronić lub zganić, po prostu – zabrać głos w sprawie, która w mniejszym lub większym stopniu jednak każdego z nas dotyczy. Bo to naszymi pieniędzmi brukowana jest autostrada urzędniczych darmozjadów i ignorantów.
Nigdy w życiu, ten i ów, nie przepracował jednego dnia „na własne ryzyko”, podejmując decyzje, których skutki każdy przedsiębiorca zbiera w garnku, gotując zupę dla najbliższych. Urzędnik sknoci, zepsuje, zaszkodzi, ale samopoczucia dobrego nigdy nie straci. Bo za jego błędy nikt go nie rozliczy, nie odpyta, nie pociągnie do odpowiedzialności.
Taką najbardziej zbryloną grupą społeczną są dziś lekarze. Zarabiają takie pieniądze o jakich wszystkim rektorom, ministrom i prezydentom się nie śniło. A jak popełnia błąd i pacjent „zejdzie”? Potworzyli sądy, które zrobią wszystko, by doktora ochronić, wkładając pacjentowi palce w oko z okrzykiem – zgodził się pan na zabieg? No, to niech pan do siebie ma prezensje. Nikt pana nie zmuszał. Mógł pan spokojnie umrzeć bez wydawania pieniędzy i zawracania głowy tak przepracowanej służbie zdrowia. Ta spędza długie godziny w prywatnych gabinetach, których wystrój i aranżacja przewyższa ministerialne apartamenty.
Pewien szejk gotów zapłacił za nową przychodnię lekarza rodzinnego, której ekskluzywny design oczarował posiadacza dwóch ogródkowych szybów naftowych tyle, ile starczyłoby na wybudowanie dziesięciu takich osiedlowych przychodni.
Zatem – do piór. Żeby dobrać się im do ich piór, chroniących tyły a przodom przydającym szyku, jak w paryskim Crazy Horses. Państwa głosy zbierzemy, w gazetę zamienimy a tę – po wydrukowaniu – Państwu sprzedamy! Pięknie wymyślone, prawda?
Dziwi się pan, ale to są zwyczajne dzieje. Tkwi Pan w takim świecie od zawsze, a teraz się dziwi? A, bo sprawa tym razem pana – czyli nas wszystkich – dotyczy?
Proszę, aby zechcieli Państwo przyjąć gratulacje z okazji inauguracji Waszego pisma.
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.