Tyłem do przodu

Marek Koszur
Autor Marek Koszur
4 min lektury

Ten tekst z najnowszego numeru TVSiódemki – jak dotąd – wywołuje największe reperkusje.
Oberwało mi się z jego powodu tyleż komplementów, co ocen negatywnych.
O dziwo – w obu przypadkach wszystkie uwagi były jednobrzmiące: za słabo.

Za słabo – co?

Krytyka.


Żałuję, że nigdzie i nigdy na świecie nie powstał uniwersytet, a przynajmniej katedra krytyki.
Nie potrafimy jej wykorzystać, tak jak opacznie ją rozumiemy.

Z niezrozumiałego dla mnie powodu uznano, że krytyka jest czymś nagannym.
Wobec tego, który ją wygłasza, a nie tego, którego dotyczy.
W istocie jednak – nikt nie zajmuje się istotą krytyki.

Przykład pierwszy z brzegu.
Skandaliczny i wołający o przynajmniej moralną chłostę.
Wiele uwagi poświęciłem nierozumnemu posunięciu Urzędu Marszałkowskiego, który zakończył finansowanie jedynego w Polsce, z dwudziestoletnią tradycją, Festiwalu Polskiej Muzyki Współczesnej Sacrum Non Profanum.

Dlaczego?
Powodów jest wiele, a każdy kompromituje stronę współfinansującą.

Strata dla środowiska, dewaluacja dobrej marki miasta i regionu w świecie – niepowetowana katastrofa intelektualna.
Tak, dowód ciemnogrodu.
Zwyciężył „malizm” decydentów.
Obiecywali, przyrzekali, zapewniali, ale palcem nie kiwnęli.

Nic lepszego, większego, nie mniej wartościowego – nie zaproponowali. Killerzy!

Pomijam, że żaden z nich nie ma zielonego pojęcia, a tym bardziej szacunku dla tej sfery życia.
Dowiedli, iż popierają tylko to, co lubią.
Jak inżynier Mamoń.

Czy wytknięcie tego typu nagannego działania jest krytyką?
Nie.
Jest zwykłą i słuszną połajanką.
Bo krytyka w znaczeniu podstawowym oznacza ocenę, analizę, osąd. Ale dzieła, wydarzenia, aktu.
Tu aż się prosi, aby w centralnym punkcie miasta nie nowy teatr, a pręgierz ustawić.


W Willi Lentza rodzą się nowe idee.
Jedną z nich jest Festiwal VOICEandVILLAS.
Czuję i przewiduję – to może być TO!
Rodzi się klimat do promocji młodych śpiewaków operowych.
Inicjatywa godna najdroższego poparcia.

Pani profesor Katarzyna Dondalska, którą świat uznaje za swoją obywatelkę, tu – w Szczecinie – jest traktowana w sposób adekwatny do wrażliwości decydentów.

Rodzi się kolejny „willowy” festiwal – saksofonowy.
Zarówno wykonawczy, jak i kompozytorski.
Profesor Dariusz Samól kreuje formułę, która przyciąga muzyków od Chin po Portugalię.

Takim przedsięwzięciom potrzebna jest KRYTYKA.
W każdej postaci:

  • pozytywna (uznanie, pochwała),
  • negatywna (wytykanie błędów),
  • mieszana (pochwała + uwagi).

Jej cel – a tych jest wiele – to przede wszystkim ochrona dobra wspólnego i poprawa jakości działania.

W zdrowym wydaniu krytyka jest oznaką:
sprawczości, troski o efekt, kompetencji, dojrzałości intelektualnej, odwagi cywilnej.

Przede wszystkim zaś odwagi w uznaniu, że ktoś robi coś dobrego, wartościowego, cennego dla nas wszystkich, choć wielu z tej grupy może przedmiotu działania nie uznawać za sobie bliski (np. muzyka klasyczna).


I tu wracam do początku.
W powyższym rozumieniu krytyki – ta nie ma zastosowania wobec oceny postępowania decydentów.
Bo ci nie robią nic dobrego.

Psują.
Niweczą.
Likwidują.
Bo się boją mieć odwagę, by poznać to, co nowe; by starać się zrozumieć, a może nawet poczuć i polubić to, co dla innych stanowi wysoką wartość.

Przypomnę dwa zapomniane już porzekadła:

Krytyka jest jak lekarstwo: ma działać, a nie smakować.
Kto boi się krytyki, ten boi się prawdy.

Wypadałoby felieton zamknąć myślą otwartą…
Jako populacja szalenie religijna, pobożna i bogobojna nie zauważyliśmy, że Bóg już dawno nas opuścił.
Tkwimy w pustej katedrze ignorancji, głupoty, uproszczeń i populizmu.
Banał uznajemy za dzieło sztuki, a komunał za mądrość filozoficzną.

Dlaczego?

Dlatego, że – jak Kain brata – tak my zabiliśmy krytykę.

Proszę udostępnić ten artykuł