Lubię niewyobrażalne wyobrażenia…
Przy stole Klubu Koneserów zasiadło wczoraj grono zacnych mędrców. Ten pokasłuje, tamten niedomaga, trzeci pyta, czy to już koniec spotkania, a siedzący obok niego towarzysz trąca kompana łokciem w bok.
- Nie, kawy jeszcze nie podali.
- To i ciastka też nie jedliśmy?
- A wiesz, nie pamiętam. Taki zarobiony ostatnio jestem…
Mógłby pomyśleć ten czy ów, widząc to grono dostojnych sprawiedliwych, którzy powitali mnie gromkim: Ooooo! gdy wniosłem karton świeżo wydrukowanego, szóstego numeru miesięcznika TVSiódemka, że to gabinet figur woskowych. Nic podobnego. Panowie, niczym oficerowie, zerwali się na równe nogi i rzucili w moją stronę z… pomocą? Ta polegała na tym, że zamiast wziąć ode mnie ciężki karton, wyłuskali z niego po dwa egzemplarze nowego wydania gazety każdy, chowając ten drugi do saszetek, torebek, plecaków, pedałówek (jeden przyprowadził rower, bo jeździć to on już odwagi nie ma, ale jak defiluje przez miasto jako cyklista, czuje się lepiej; psychicznie). Stoję zatem na środku klubowego salonu, z pustym kartonem i odarty z najmniejszego nawet zainteresowania moją zacną, jakby nie spojrzeć – osobą.
Chrząknąłem, kaszlnąłem, zaszurałem pepegami… Nic. W końcu te atrybuty, naszego jeszcze istnienia, mamy wspólne.
Junacy nosy wbili w gazetę i jak mameluki jakie ciamkają ustami, zachłannie przełykając tezy artykułów, dobrze natlenioną śliną w czasie pogwarów, tak gwałtownie przerwanych moim wejściem.
Ten chrząknie, tamten zaśmieje się, jak wtedy, gdy Klara, jego od 70 lat żona, odepchnęła go z takim rozmachem, że spadł z podwórkowego trzepaka prosto w pokrzywy. Jego przeżycia udzielają się nam za każdym razem, gdy Maurycy przychodzi do Klubu i z najwyższą ostrożnością siada w fotelu. Robi to tak majestatycznie, a w gruncie rzeczy – strachliwie, że wszyscy wstrzymujemy oddech odczuwając ten niegdysiejszy stres, gdy pokrzywy dopadły jego rąk i nóg…
- Ha, ha, ha… – zaśmiał się Tytus.
- Lepiej zobacz na następna stronę – suflował Remigiusz.
Gromadka karnie przewinęła stronę, każdy na inną, ale ma się rozumieć następną, bo ten zaczynał lekturę od początku, tamten od końca, trzeci szukał środka, a czwarty zawsze omijał parzyste strony.
Patrzą zatem wszyscy „na następną” i śmieją się, jak piekarz, co z pieca nie chleb, a golonkę wyjmował.
- Takie cuda, o jakich tu piszesz, to samego Szwejka do skrętu kiszek ze śmiechu byłyby w stanie doprowadzić.
- Gadanie. W czwartym numerze na stronie trzydziestej trzeciej był lepszy kawałek.
- Nie powiesz, że przebiłby tekst z czterdziestej drugiej w numerze piątym!
- Ja stawiam na felieton z drugiego numeru, ten ze strony dwudziestej siódmej!
- Mówiłeś, Szwejk? – ocknął się nasz klubowy długodystansowiec. Umawiać się z nim na spotkanie na jutro nie ma sensu. Za tydzień, owszem ale najlepiej za miesiąc. Ten typtak ma. To były dyrektor Kolei Dalekobieżnych i Długodystansowych.
Licytacja trwała długą chwilę. Ci faceci… – poczułem lekkie drżenie pwieki… – Ci dżentelmeni mają TVSiódemkę wykutą na blachę? No, nie inaczej!
Wolno uniosłem głowę, w geście, którego sam Rodin nie wymodelowałby kując do odlewu w brązie profil największych mędrców.
„I to było dobre
I Panu się spodobało”.. ..
OK. nie pamiętam, ale w Biblii jakoś tak to szło?
Strach pomyśleć, co będzie, gdybyśmy się naprawdę zestarzeli? Proszę? A nie, tego akurat punktu w regulaminie punktu naszego klubu nie ma. Przyjęliśmy jednogłośnie: żadnego starzenia się. Obowiązkowo – pozostajemy młodzi i rześcy, szczególnie jeśli skarpeta z owczej wełny zsunie się nam spod pierzyny, tak około piątej rano…
Zapraszamy do naszego Klubu Koneserów. Zasady i reguły już Państwo znają.
Jeszcze tylko formalność: sześć numerów TVSiódemki kosztuje 150PLN. Ale Państwo otrzymają tych sześć numerów, na pięknym kredowym papierze – za 100PLN.
Klikamy DODAJ DO KOSZYKA i witamy w Klubie!
Lubie wyobrażać niewyobrażalne…