Myślę, że emocjonowały nas w równym stopniu jak drużyny piłkarskie. A jak wychodziły na scenę, w miniówach, stawały w świetle reflektorów, w kretonowych sukienkach z Dany – nie było silnego. Pewnie, że się w jednej, no, dobrze – w dwóch -podkochiwałem. Ale – o przepraszam – nie sam. Wtedy koleżeństwo było cnotą. Na randki chodziliśmy… trójkami. Po randce debatowaliśmy.
- Ciebie woli…
- Ja nie mam szan, ty masz większe.
Potem pytaliśmy jej koleżanki – i co, i co? Mówiła coś? Nie powiemy. Lepiej sprawdź czy masz coś w kieszeni w kurtce. Kiedyś myślałem, że warto byłoby pójść do starej budy i sprawdzić, czy na korytarzowej posadzce są jeszcze ślady rakietowej gonitwy po liścik wrzucony do kieszeni.
Nie wiem, jak te sprawy są zorganizowane u dziewcząt, ale my, chłopaki, musieliśmy mieć swoją na przykład Joan Baez czy Janis Joplin. One m miały chyba większy wybór. Ale kto kochałby się nie tyle w osobie co legendzie Heleny Modrzejewskiej czy Sarah Bernhard? Albo taka Clara Schumann.
Jeden z kolegów (przypominam, szkoła techniczna, faceci od wysokich napięć, linii przesyłowych, silników i izolatorów) przeczytał kiedyś wpis do swojego pamiętnika (te prowadziliśmy oficjalnie i publicznie) – miała alabastrową skórę z wyraźnymi błękitnym kreskami żył, które spełniały się uczuciem… Już. e pamietam.
Pięciu facetów, udających, że palą papierosy, porozrzucanych po pokoju jednego z nas, milczących dłuższą chwilę po takim wpisie…
Artystki…
Chyba Krystyna… (udaję, ze niby nie pamiętam) pierwsza zaczęła chodzić w takich srebrnych gumowcach. Żadna inna się nie odważyła, choć każda aż piszczała, żeby je włożyć, ale Krystyna była artystką. A cala reszta 0 nie. Więc nie będąc artystą nie można było ubierać się jak ona, bo to byłoby oszustwo…
No. Sam uwierzyć nie mogę w to, co wylewa się z pamięci. Ale tak było.
I myślę, że jest nadal, choć forma ekspresji związanej z podziwianą na scenie aktorką i to: cześć, gdy wychodziła już drzwiami dla personelu, bez kostiumu i makijażu, niekiedy wieszając się na twoim ramieniu, lekko podskakując coś tam zaczynała mówić… – trochę się zmieniła/ Ale może to nasza wina? Może nie opromieniamy tych dziewcząt tak, jak rozbiliśmy to niegdyś. Korci mnie, aby… spróbować. Może podejdę pod te drzwi, stanę, wbiegnie z nich jakaś aktorka, zatrzyma się i opromieni swim spojrzeniem.
- Czy coś się stało? Pomóc panu, chce Pan wejść, proszę podać ramię pomogę…
Artystki… Kobiety „naszego teatru”. Czyż nie jest to fascynujący temat? Zapraszam do współredagowania
Zeszyty były drogie, więc te już zapisane, z ubiegłego roku – wyklejało się fotosami aktorek, scenami z filmów.