Kolejny odcinek zapisków "Niemcy" w siódmym numerze miesięcznika TVSiódemka
Udostępnij
To zdanie zapamiętałem.
Siedzieliśmy na ławeczce przed salonem usługowym. Niemieckie małżeństwo, ja i troje nastolatków — wtopionych w ekrany smartfonów.
— Wy wyręczacie swoje państwo siłą. — U nas taka reakcja szybko skończyłaby się wezwaniem do złożenia wyjaśnień – dopowiada żona rolnika z pobliskiej, przygranicznej wioski niemieckiej.
Jakich wyjaśnień? Nie rozumiem: miałbym się tłumaczyć ze swojej reakcji na to, że ja, że my — Polacy — odrzucamy do was uchodźców, których wy nam podwozicie na granice? Albo z każdego innego powodu, który budzi we mnie niezadowolenie? Halo? Jest demokracja. Jest państwo. Państwo jest demokratyczne. Państwo — w interesie obywateli — daje mi dużo możliwości, nawet zachęca, żebym z nich korzystał i zgłaszał żądania. Umacniał demokrację.
– Na wiecu, na skraju lasu, na środku drogi można sobie wywalczyć tylko kłopoty. – Boicie się? Czy nie macie własnego zdania, które bylibyście zdolni bronić? – odzywa się emeryt, przysłuchujący się rozmowie. Jego żona, najwyraźniej Niemka, gasi zapał swojego chłopa spojrzeniem nie akceptującym sprzeciwu.
— Hans i ja nie należymy do żadnej partii. Nasi rodzice pochodzą z NRD. Trochę pamiętamy tamte czasy… szkoda gadać. Ale ja nigdy bym go nie puściła na granicę, żeby… — Daj pokój… — Co „daj pokój”? — Już bym się ciebie pytał…
Śmiejemy się. Śmiech gaśnie. Zastępuje go cisza — gęsta, bo każde z nas intensywnie przerabia ten materiał.
Od dawna widzę u Niemców coś stałego: respekt wobec mechanizmów państwowych. Oni je szanują. Nie dlatego, że kochają presję i represje, tylko dlatego, że system jest — przynajmniej w ich doświadczeniu — sensownie skonstruowany. Nie przewiduje „spontanicznych” reakcji jako odpowiedzi na zawołanie: „brońmy ojczyznę”.
Niemcy nie są też odporni na populizm. Debata o AfD i dyskusje o tym, gdzie kończy się demokracja, a zaczyna demontaż demokracji, biorą się z realnego lęku przed skrajną prawicą. Równolegle sondaże potrafią ich studzić zimnym prysznicem. Tyle że mam wrażenie, iż lepiej niż my wyczuwają, na ile można pozwolić sobie na odejście od równowagi.
Mój wieloletni, dziś już nieobecny kolega powiedziałby: „od rozsądku” właśnie. Pamiętam jego spory z innym znajomym, zagorzałym prawicowcem. Ostro, namiętnie — ale nigdy poniżej poziomu dobrego wychowania. Nigdy w tonie, który odbiera rozmówcy godność.
O, już słyszę: „Niemcy i przyzwoitość”.
Tak układa się mój cykl wrażeń — scen zapamiętanych i zapisanych na skrawkach papieru przez lata relacji. Buduje obraz grupy (unikam słowa „społeczność”) dość jednorodnej w jednym punkcie: rozumiejącej, czym jest państwo, jak działa, czyjego interesu ma pilnować — i w jakim stopniu wolno je „wyręczać” spontanicznym patriotyzmem.
Są wyjątki, oczywiście. Bywało, że „patrol obywatelski” przechodził w brutalną, zorganizowaną przemoc. Skrajny przykład: Freital — środowisko, które zposunęło się do form terroryzmu. Ale ich aktywność szybko skończyła się wyrokami.
W ostatnim numerze miesięcznika TVSiódemka kolejny odcinek cyklu „Niemcy” przynosi kilka uwag o sytuacji (rodzajowych, nie ideowych) na przejściu w Lubieszynie. Przejeżdżam tamtędy często. Żałośnie wygląda przypięty do płotu transparent. Żałośnie — rachityczna biało-czerwona. A za ogrodzeniem, wśród drzew i krzewów: dawno opuszczony namiot, dookoła worki ze śmieciami.
Trzymamy straż…
Na samym przejściu – znak drogowy nakazujący jazdę w prawo. Wielki, niebieski, z efektownie wygiętą strzałką w prawo. Robi wrażenie na tyle mocne na kierowcach, że wszyscy – jadą prosto! zachęcani leniwym gestem funkcjonariusza zajętego rozmową lub trwającego w lekko hipnotycznym stanie znużenia…